Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi bananafrog z miasteczka Kraków. Mam przejechane 49166.77 kilometrów w tym 3885.77 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.54 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 11397 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy bananafrog.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 19.10km
  • Teren 14.20km
  • Czas 01:28
  • VAVG 13.02km/h
  • VMAX 44.80km/h
  • Sprzęt Trek
  • Aktywność Jazda na rowerze

U podnóża gór

Piątek, 21 sierpnia 2009 · dodano: 23.08.2009 | Komentarze 0

Mięśnie wyraźnie mniej spięte, więc zdecydowałem się ruszyć na krótki trening w teren. Z Wapienicy niebieskim szlakiem (tym na Błatnią), po chwili nieoznakowanymi ścieżkami wokół zapory i wygodną, szeroką, chociaż solidnie stromą szutrówką wokół jeziora. Szutrówka wyjeżdża aż na wysokość 700 m. n.p.m., więc przewyższenie ponad 300 metrów na krótkim odcinku. Ależ bym na tej krótkiej trasce trenował, gdybym mieszkał w Wapienicy! Pod górę mięśnie płoną, w dół szybko, ale bez strachu - nawierzchnia niemal równa. Super!


Kategoria teren


  • DST 43.20km
  • Czas 01:43
  • VAVG 25.17km/h
  • VMAX 49.60km/h
  • Sprzęt Trek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wapienica - Goczałkowice Zdrój

Środa, 19 sierpnia 2009 · dodano: 19.08.2009 | Komentarze 0

Z Wapienicy przez Międzyrzecze i Zabrzeg do Goczałkowic, i z powrotem. W Międzyrzeczu podjazd, ale reszta płaska jak powierzchnia stołu. Dzisiaj wreszcie trochę przycisnąłem. A więc mięśnie chyba dochodzą do siebie :).


Kategoria szosa, avs 25


  • DST 22.70km
  • Czas 01:07
  • VAVG 20.33km/h
  • VMAX 43.50km/h
  • Sprzęt Trek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wapienica - Łazy

Wtorek, 18 sierpnia 2009 · dodano: 19.08.2009 | Komentarze 0

Wapienica - Jaworze - Jasienica - Świętoszówka - Łazy - i z powrotem.
Znów eksplorowanie okolic Bielska-Białej. Bliskość gór nęci, ale mięśnie po maratonie ciągle spięte, nie można zaszaleć.


Kategoria szosa


  • DST 28.70km
  • Teren 1.70km
  • Czas 01:26
  • VAVG 20.02km/h
  • VMAX 46.30km/h
  • Sprzęt Trek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bielsko Wapienica i Jaworze

Poniedziałek, 17 sierpnia 2009 · dodano: 19.08.2009 | Komentarze 0

Dwa dni po maratonie zaserwowałem sobie rozluźniające kręcenie po Wapienicy i Jaworzu. Nie znając terenu po prostu eksplorowałem różne drogi, w sumie kręcąc się w kółko ;). Teren mocno pofałdowany, co trochę nie sprzyjało regeneracji...
Zakwasów po maratonie nie ma, ale cały jestem jak z kamienia ;)


Kategoria szosa


  • DST 45.90km
  • Teren 30.00km
  • Czas 03:36
  • VAVG 12.75km/h
  • VMAX 51.90km/h
  • Sprzęt Trek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Eska Fujifilm Bike Maraton Ustroń

Sobota, 15 sierpnia 2009 · dodano: 19.08.2009 | Komentarze 4

Eska Fujifilm Bikemaraton, Ustroń
MEGA 48 km, przewyższenia: 1580 m, trudność trasy: 5/6

322/522 w open MEGA, 106/157 w M3 MEGA
nr startowy 2899, start z sektora 6/7 (6 i 7 sektor połączone)
mój licznik: 45.9 km, stp 03:35:55
czas całkowity wg organizatora: 03:39:46

Dwa tygodnie przed ustrońskim maratonem, w trakcie remontu w domu i ciężkiego czasu w pracy, rozchorowałem się... Środek lata! Przez tydzień prawie nie jeździłem, ale praca nie pozwoliła mi szybko wyzdrowieć i cały tydzień przed maratonem, chociaż zasadniczo po chorobie, ciągle zmagałem się z wyraźnym osłabieniem, bólem gardła i kaszlem. Trening ograniczony do minimum. Kiepsko...
Do końca nie byłem pewny czy wykorzystać 'podwózkę' przez znajomego do startu w maratonie czy też może do przetransportowania mnie i bike'a prosto na urlop, który wspólnie z żoną miałem spędzić w okolicy Bielska-Białej. Ostatecznie razem z Zygmuntem wystartowaliśmy :)
W jednej z bocznych uliczek w Ustroniu zdjęliśmy rowery z bagażnika dachowego Seicento, zamontowaliśmy przednie koła, ostatnie przygotowania, płatność (70 zł), rozgrzewka...
W moim trzecim maratonie po raz pierwszy miałem startować z 6 sektora (przedostatni), ale połączono 6 z 7... Ostatecznie ustawiłem się za połową bardzo licznego sektora.
Początek – krótki, trawa – niesamowicie wolny! Niektórzy mieli chyba problemy z ruszeniem! Po raz pierwszy nie ruszyłem ostro – na poprzednich dwóch maratonach musiałem potem jechać na granicy kurczów. Długi podjazd pod Równicę był dla mnie świetny: bardzo szeroko, asfalt, mimo powstrzymywania się przed szybszą jazdą – wyprzedziłem chyba ze 100 osób. No cóż, podjazdy... :)
A było ich naprawdę trochę. To był maraton inny od krakowskiego, a nawet tarnowskiego: kilka gigantycznych podjazdów i zjazdów i... koniec. Ale w trasie nie było wcale szybko. Nie minęło jak chwila. Podjazdy naprawdę wyciskały ze mnie dużo, zjazdy bardzo strome, korzenie, luźne kamienie... Nie tak znowu daleko po starcie mijam Macia z rowerowania.pl – pompuje koło. Kilka minut później mija mnie pod górę. Podjazdy w moim wykonaniu tradycyjnie już super – w dwóch miejscach podjeżdżam nawet tam, gdzie wszyscy wokół mnie prowadzą. Zjazdy długie i tak strome, że wydaję z siebie jakieś zwierzęce dźwięki, czasami coś gadam do samego siebie. Na jednym zjeździe łańcuch tak skacze, że w końcu spada. Momentami boję się panicznie, ale cały czas jadę. Wyraźnie lepiej niż w Krakowie czy Tarnowie.
W kilku miejscach jak to zwykle bywa piękne widoki! Niestety poświęcam tylko sekundy, żeby na nie spojrzeć. Trzeba się spieszyć! Trochę spokojniej na bufetach. Na pierwszym tylko piję i trochę banana, na drugim zjadam też kilka ciastek, ale znów – jak w Tarnowie – piję za dużo izotonika i potem czuję to na żołądku. Gdzieś za połową drogi czuję potworne zmęczenie. To nie ból nóg, ale coś w rodzaju śpiączki czy transu – jadę, ale jak we śnie. Choroby, na szczęście, nie odczuwam.
Na szczycie równicy słyszę od jakiegoś fotografa: „teraz już tylko w dół”. Cieszę się, ale i boję. Na poprzednich zjazdach dwa razy zdarzyło się, że nie byłem w stanie zmienić przerzutki – ręce jak z kamienia. Teraz zjeżdżam z Równicy na Lipowski Groń. Tę część trasy znam – kilka razy szedłem tamtędy z moją żoną. Jest stromo. Wielkie kamole spadają w prawo i w lewo. Momentami ledwie wychodzę z uślizgów. W pewnym momencie – woda płynie całą ścieżką. A raczej błoto, muł... Cały rower się syfi i trochę na to w duszy narzekam. Niestety, dalej jest gorzej. To była chyba poprzeczna belka, śliska od tego błota, podobnie jak moje koła. Nie wiem nawet kiedy przednie koło się ślizga, a ja – trochę ponad kierą, a trochę w lewo od bike'a – frunę. I błyskawicznie spadam na kamienistą ścieżkę przede mną. Nie jest bardzo stromo, ale jednak... Czuję mocny ból w lewym udzie, ale szybko się podnoszę. W sam raz, żeby jadący za mną zawodnik zdołał mnie ominąć. „Żyjesz?”, pyta. Szybko wsiadam na rower i dalej pędzę w dół. Na szczęście jest coraz łagodniej, a wkrótce wjeżdżam na asfalt i mam nadzieję, że to koniec terenowej walki. Ból jest wyraźny, ale przynajmniej totalnie wybudził mnie z transu.
Chwilę później mówię na głos: „No nie!”, ponieważ widzę kolejną kartkę z trzema wykrzyknikami (a może dwoma? ;)). Nie chcę kolejnego zjazdu! Jednak to tylko ostrzeżenie przed samochodami, bo asfaltowa, wygodna droga prowadzi mnie aż do stadionu, na którym znajduje się meta. Tam czeka na mnie Zygmunt, który dojechał ponad pół godziny wcześniej. Zjadam porcję makaronu z sosem, potem drugą ;), myję ręce i nogi w żeliwnym korycie, idę do ambulansu, gdzie zostaję potraktowany wodą utlenioną i kawałkiem gazy. Pakujemy się do samochodu i Zygmunt podwozi mnie do Bielska, gdzie czeka na mnie żona i urlop. Czuję, że skala trudności tego maratonu to kolejne wyzwanie, któremu stawiłem czoła. Wynik podobny do poprzednich (patrząc na punkty), ale jestem zadowolony, bo widzę postępy, że oswajam się ze ściganiem i wykazuję jednak więcej odwagi na zjazdach. A przecież czuję, że oprócz treningu siły i wytrzymałości, potrzebuję też doświadczenia. Ciągle źle radzę sobie w tłumie, który wolno jedzie, a częściowo idzie, pod górę. Niepotrzebnie zwalniam i dopasowuję się, chociaż mógłbym przycisnąć i poprosić o przejazd. Wszystko przede mną. Teraz urlop i regeneracja, w czasie której stwierdzam, że w ogóle nie mam zakwasów. Chociaż cały trochę jestem ociężały. No i obolały – rana na lewym udzie i pośladku nie jest duża i nie jest głęboka, ale przypomina trochę przemielone mięcho, sączy się, no i boli... Prawdę mówiąc, jestem z niej dumny! ;)


Kategoria XCM


  • DST 5.10km
  • Czas 00:19
  • VAVG 16.11km/h
  • Sprzęt Trek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przed i po maratonie, Ustroń

Sobota, 15 sierpnia 2009 · dodano: 19.08.2009 | Komentarze 0

4.8 km rozgrzewki przed, potem króciutki dojazd do samochodu.


Kategoria szosa


  • DST 14.20km
  • Teren 10.50km
  • Czas 00:49
  • VAVG 17.39km/h
  • VMAX 36.80km/h
  • Sprzęt Trek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przed maratonem

Piątek, 14 sierpnia 2009 · dodano: 14.08.2009 | Komentarze 3

Jak w tytule. Miało być do toru, ale zamiast tego króciutko pośmigałem po Zakrzówku. Bike jeździ i to jest najważniejsze (chociaż przedni hamulec od dawna niezmiennie zapowietrzony...). No, jutro start! :)


Kategoria teren


  • DST 32.73km
  • Teren 0.60km
  • Czas 01:21
  • VAVG 24.24km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Sprzęt Kross
  • Aktywność Jazda na rowerze

W miarę normalny trening

Czwartek, 13 sierpnia 2009 · dodano: 14.08.2009 | Komentarze 0

Całkiem jeszcze nie wydobrzałem, ale trening był już niemal normalny.
Ruczaj - Pychowice - tor - Piekary - Liszki - Rączna - Piekary - tor - Pychowice - Ruczaj. Wieczór, więc trochę chłodno, ale dobrze :)
Może coś będzie z tego Ustronia :)


Kategoria szosa


  • DST 33.03km
  • Czas 01:29
  • VAVG 22.27km/h
  • VMAX 53.10km/h
  • Sprzęt Kross
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miasto

Środa, 12 sierpnia 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 3

Po pracy planowałem jakąś rundkę okrężną drogą, ale wyciągnąłem tylko tyle (w tym jeden podjazd pod Kopiec Kościuszki), bo co godzina deszcz ;). Już nawet prognozom nie można zaufać ;).
A tak w ogóle, to jeżdżę/chodzę/żyję jak naćpany. Sam już nie wiem czy to ta pogoda, czy jeszcze nie wyzdrowiałem, czy o co chodzi. Normalnie ledwie trzymam się na nogach. Coraz gorzej widzę sobotni maraton w Ustroniu... :(




  • DST 70.47km
  • Teren 1.60km
  • Czas 02:57
  • VAVG 23.89km/h
  • VMAX 47.50km/h
  • Sprzęt Kross
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łączany

Poniedziałek, 10 sierpnia 2009 · dodano: 10.08.2009 | Komentarze 2

Pierwszy spokojny dzień od długiego czasu. Rano czułem jeszcze delikatny uścisk choroby, ale popołudniu zdecydowałem się na dłuższy, chociaż spokojny trening. Z Ruczaju przez Piekary, Czernichów do stopnia wodnego w Łączanach i z powrotem.
Jechało się fajnie, bo się stęskniłem, ale kiepsko - brak sił. Możliwości są dwie: albo mi się pogorszy, a wtedy pewnie nie pojadę ma ustroński maraton, albo mi się poprawi i pojadę ;). Gdybym nie wyjechał na trening, to i tak raczej nie miałoby sensu jechać na zawody... Na razie jest OK :)


Kategoria szosa