Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi bananafrog z miasteczka Kraków. Mam przejechane 49166.77 kilometrów w tym 3885.77 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.54 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 11397 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy bananafrog.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 52.50km
  • Teren 50.00km
  • Czas 05:09
  • VAVG 10.19km/h
  • VMAX 44.10km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 185 ( 96%)
  • HRavg 156 ( 81%)
  • Kalorie 3292kcal
  • Sprzęt Trek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powerade MTB Marathon Krynica-Zdrój

Sobota, 14 sierpnia 2010 · dodano: 15.08.2010 | Komentarze 11

Dane orga:
MEGA 53 km, przewyższenia: 1850 m
czas oficjalny: 05:22:12
178/311 OPEN, 59/98 MEGA
40 DNF i 4 DSQ - naprawdę rekordowa ilość DNF świadczy o trudności trasy

Najkrócej: MASAKRA!
Dlatego nie jeżdżę GIGA tylko MEGA, żeby nie być w siodle dłużej niż 4 godziny. W Krynicy na MEGA spędziłem prawie 5.5 godziny... Po około 4 godzinach zaliczyłem totalny zgon, który odpuścił dopiero około 0.5 godziny przed metą.
No cóż, wystarczy spojrzeć na przewyższenia, ilość DNF-ów oraz dodać tony błota, którym jechało się całymi kilometrami.
Ale od początku...
Z rana zaskoczył mnie deszcz, na szczęście zanim wsiadłem na bike'a, żeby dojechać na miejsce zbiórki, już nie padało. Początek bardzo nieciekawy, bo Samba, który zabrał nas (ja, Axi, Lukcio) do samochodu chwilę wcześniej pozbył się roweru. Ot, po prostu zamontował bike'a na bagażniku dachowym, wrócił na 15 minut do domu, a kiedy zszedł do samochodu - na dachu był tylko wyłamany bagażnik... Trudno się dziwić, że atmosfera była ciężka... Zapakowaliśmy się przy Matecznym około 6.30 i po 9.00 byliśmy już w Krynicy. Koledzy jechali GIGA, a ja MEGA, więc miałem godzinę czasu więcej. Obserwując start gigowców, z daleka przywitałem się z JPbike'iem; mieliśmy później porozmawiać, ale już się nie spotkaliśmy.
Tuż przed startem dowiedziałem się, że w nocy przeszła burza oraz że od początku będzie długi podjazd, który ustawi zawodników. Spodziewając się trudnego, długiego maratonu (pojadę około 4.5 h?), postanowiłem się nie rozgrzewać i zacząć spokojnie. I to był błąd - na asfalcie wyprzedziło mnie sporo osób, a po zjeździe w teren - klik, klik, klik - towarzystwo się wypina i dalej na piechotę. Trochę mnie tam siekło, bo podjazd wcale nie był stromy i bez problemu dało się jechać. Niestety - ścieżka nie była powalająco szeroka, więc szli ci, którzy nie mogli inaczej i ci, którzy... mogli, ale w sumie i tak nie mogli ;). Niestety straciłem tam masę czasu, jeszcze potem w lesie zabłoconą ścieżką ciągnęły tłumy 'pieszych' i nie miałem w sobie dość siły, żeby próbować się przebić. Teraz myślę, że warto było spróbować. Tętno miałem tam niskie, w pewnym momencie średnia prędkość od początku wychodziła mi ok. 8 km/h, a tu z buta i z buta po niemal płaskim.
Dalej podjazd na Jaworzynę Krynicką (1114 m n.p.m. - mój rekord wysokości) - miodzio. Wreszcie wszedłem w rytm i zacząłem wyprzedzać. Całość podjechałem i byłem zachwycony - kocham takie kilkukilometrowe strome podjazdy. Początek zjazdu kiepski, bo wystraszyłem się 'wilczego dołu' i zatrzymałem się gwałtownie. Łańcuch spadł i trochę się zaklinował, więc chwilę straciłem. Kawałek dalej koleś prosi o pompkę. Wydobywam ją z plecaczka i postanawiam, że jadę bez niej (miałem odebrać od spikera, ale jakoś mi nie wyszło - dobrze, że to taniocha z decathlonu :)). Kawałek dalej masakryczny zjazd. Nawet nie podjąłem próby (widok noszy opartych o drzewo był dodatkowo demotywujący ;)), w życiu bym tam nie zjechał. Miałem nawet problem, żeby zejść, tak buty jak rower ślizgały się skokowo w dół. Podobno kilka osób z czołówki zjechało... Cóż... Od tej pory hektolitry błota. Nigdy czymś takim nie jechałem. Nawet Kraków '09 u Grabka to był lajt, zwłaszcza, że jednak był płaski. Błoto zalegało drogi kilometrami, gęste, klejące, głębokie. Niestety, w błocie nie umiem się ścigać. Błoto próbuję przejechać. Kiedy to 10, no 100 metrów - jest ok. Ale przejeżdżanie w ten sposób setek metrów i kilometrów - niewielu mnie wyprzedziło, ale czułem, że bardzo tracę. Dalej lepiej, czas nasmarować łańcuch, bo coś ledwie rzęzi. W ruch poszła szczoteczka i finish line i dalej już fajnie. Co kawałek kolejna osoba czyści rower z błota i smaruje łańcuch. Na jednej górce nawet pożyczam gościowi olejek.
Po około 4 h - zgon. Ledwie się toczę. I tak przez około godzinę. Dopiero końcówka wyrywa mnie z letargu. Przed Górą Parkową wyprzedza mnie Axi (dubluje) na podjeździe, który idę z buta. Gdzieś tam bardziej stromy fragment zrzucił mnie z roweru i już nie mam siły się wpiąć. Jednak przed szczytem wpinam się nadludzkim wysiłkiem i nawet doganiam prawie Axiego. Dalej jednak masakryczny zjazd, na którym sprowadzam rower z potwornym bólem lewego kolana przy każdym kroku i dodatkowo bólem prawego nadgarstka. Kawałek jadę, ale zaraz przytulam się do drzewa i znów pokornie prowadzę. Trzeba przyznać, że XC na Parkowej to była miażdżąca końcówka. Przestaję dziwić się gościowi, który na moich oczach około 15 km do mety na krótkim odcinku asfaltu pyta o zjazd do mety; pewnie wiedział jak wygląda końcówka i miał dobre powody, żeby się wycofać. Ja byłem nieświadomy i było mi łatwiej ;). Na samym końcu krótkie schody, ostry skręt przez słupki i w dół wzdłuż schodów. Meta. Przeżyłem.
Refleksje...? Mam bardzo mieszane uczucia. Strata do najlepszego w open i M3 gigantyczna, przeliczenie czasu na procenty jedno z najgorszych w mojej krótkiej karierze, znów nie zmieściłem się w pierwszej połowie. Z drugiej strony Kilka osób, z którymi się porównuję (Zygmunt, Shem, Przemo nie jechali) albo podobnie jak zwykle, albo nawet sporo gorzej. Mogłem ten początek pociągnąć. Ale i mogłem porządnie osłabnąć, a tymczasem po maratonie, a zwłaszcza dzień później jestem w niezłym stanie. Gdzieś za połową trasy wyprzedziłem Paulinę od Bikeholików (podobnie jak w Tarnowie, co uznałem za sukces), ale potem mi uciekła (też jak w Tarnowie) i przyjechała z czasem lepszym o niecałe 10 minut. Z kolei Buli dołożył mi masakrycznie dużo... Trudno to ocenić, może była mocna czołówka. Mnie nie jechało się źle, muszę chyba napisać, że jechałem na swoim poziomie. A że ambicje mam większe? Cóż... No, może mogłem mocniej ten początek...
Po maratonie poznałem osobiście Klosia, fajne uczucie zobaczyć kogoś, kogo zna się tylko z netu.
Na koniec cała ekipa na mnie czekała, bo wieki spędziłem w kolejce do myjki. Z Matecznego powrót chodnikami, bo nie miałem lampki na tył, a tu się noc zrobiła. Byłem w domu około 21.30. Długi i ciężki dzień.
Pozostaje się cieszyć, że się nie połamałem (wiem o kolesiu, który złamał żebra, a na podium stanął chłopak, który ukończył ze złamaną ręką (szacun!). Lukcio nie dojechał po awarii sprzętu, Samba przejechał z przyzwoitym wynikiem GIGA na swoim starym rowerze o wybitnie nie-startowym wyglądzie. Jakby jeszcze odzyskał skradzionego bike'a...
Tyle...
A, no i żyję, a to zasługa braku poważnej kontuzji. Żona zapowiedziała mi przed startem, że jak się połamię, to ona mnie w domu zabije... Nie połamałem się, więc mnie oszczędziła ;)
Zaliczyłem jeden ostry strzał spd-em w lewe kolano (to wiecznie bolące) i małą rankę, a pod koniec glebę, która nie sprawiła żadnych problemów. Pod tym względem super.
Wniosek na przyszłość: start musi być szybki, żeby się nie ukisić w tłumie na pierwszym podjeździe!!

HRZ 2/3 - 1:11:07 (23%)
HRZ 4/5a - 3:08:16 (60%)
HRZ 5b/max - 0:51:08 (16%)


Kategoria teren, XCM



Komentarze
sheep
| 20:15 czwartek, 26 sierpnia 2010 | linkuj mam Cię na dwóch fotkach (przez moment za mną :-)) - podaj jakiegoś maila to Ci podeślę
bananafrog
| 19:40 niedziela, 22 sierpnia 2010 | linkuj No to do zobaczenia na xcm w krk :)
shem
| 13:36 sobota, 21 sierpnia 2010 | linkuj O stary ale miałeś przeżycia. Gratuluje werwy! Nie będę nic komentował, bo nie jechałem nigdy takiej, jak to napisałeś, masakry. Pościgamy się za tydzień, opowiesz mi przy okazji co się jeszcze ciekawego działo :-)
bananafrog
| 19:24 środa, 18 sierpnia 2010 | linkuj Dawid, zgadza się. Kolejny raz są też zmiany w wynikach (skoczyłem o 4 miejsca ;)). Już poprawiłem :)
Dawid | 17:46 wtorek, 17 sierpnia 2010 | linkuj Ta liczba się jeszcze zwiększyła... do 44!
To już ponad 10% początkowej stawki z mega...
bananafrog
| 10:31 poniedziałek, 16 sierpnia 2010 | linkuj Dawid, faktycznie DNF-ów na mega wyszło 38... Rzeźnia.
bananafrog
| 10:21 poniedziałek, 16 sierpnia 2010 | linkuj Klosiu - wzajemnie, super było poznać Cię osobiście! Dla mnie to błoto było najgorsze, nie umiem się w czymś takim ścigać...
Sheep - zauważyłem, że dosyć rzadko jeździsz. Ja często, ale krótko. Nawiasem mówiąc, podobnie jak Ty mam w domu niemowlę...
Dawid - tylko tego, że ukończyłem można mi poważnie pogratulować. Ty miałeś spoko średnią w tych warunkach. Ja już nie...
Robin - najwolniejszy zawodnik przyjechał po 8 godzinach, ale najszybszy po 3 - moje +/- 5.5 to dla mnie porażka. No, ale dojechałem :)
robin
| 19:52 niedziela, 15 sierpnia 2010 | linkuj Tym bardziej Gratulacje że dojechałeś i to w dobrym czasie!
Dawid | 18:35 niedziela, 15 sierpnia 2010 | linkuj DNF-ów jest znacznie więcej niż te co napisałeś. Sporo jest takich, co niby są uznani a stratę mają 97h - to też DNF-y
Gratulacje za ukończenie. ;-)
sheep
| 17:16 niedziela, 15 sierpnia 2010 | linkuj Ja też gratuluję ukończenia :-) Niestety w tym roku trochę mało jeżdżę treningowo i efekty widać aż nadto :-) Ale Krynica mnie przejechała walcem. Kupę sił straciłem przez błoto no i się skończyłem - od ostatniego bufetu moim kumplem najlepszym był młynek. Nawet na płaskim...
klosiu
| 15:58 niedziela, 15 sierpnia 2010 | linkuj Milo bylo poznac :). Takiego blota jak w tej Krynicy jeszcze nigdy nie widzialem, cos potwornego, tak ze moge tylko pogratulowac ukonczenia. Dodaj sobie jeszcze 19 dnfow na Giga, to byl chyba maraton z najwiekszym procentem DNFow w ogole w tym roku. Prawie 10% populacji ;).
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa argiw
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]