Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi bananafrog z miasteczka Kraków. Mam przejechane 49166.77 kilometrów w tym 3885.77 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.54 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 11397 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy bananafrog.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 79.90km
  • Teren 50.00km
  • Czas 04:48
  • VAVG 16.65km/h
  • VMAX 47.80km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt Trek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bikemaraton Kraków

Niedziela, 28 czerwca 2009 · dodano: 28.06.2009 | Komentarze 2

Eska Fujifilm Bike Maraton 2009, Kraków
MEGA 59 km, przewyższenia: 640 m, trudność trasy 2+/6

308/573 w open MEGA, 88/165 w M3 MEGA

nr startowy 2899, start z sektora 7 (ostatni)
mój licznik: 58.5 km, stp 3:39:33
czas całkowity wg organizatora: 03:56:40

Mój pierwszy w życiu maraton! :)
Od tygodnia w Krakowie najpierw lało bez przerwy, a potem tylko po kilka godzin dziennie i wiadomo było, że będzie bardzo dużo błota. Do tego nieciekawe prognozy na sam dzień startu. Dzień przed maratonem ze dwa razy podjąłem już decyzję, żeby się wycofać...
Wspierany przez Shema i forumowiczów na rowerowanie.pl, rano się jednak zebrałem i... nie żałuję :)
Rano przy śniadaniu ukruszyłem jeszcze zęba, żeby nie było zbyt pięknie ;).
Obawy co do pogody oczywiście były, ranek pochmurny, chociaż ciepły. Na pętlę Ruczaj, gdzie umówiliśmy się z Shemem przyjechałem chwilę przed czasem, a Shem zajechał zaraz za mną. Wspólnie przez Pychowice ruszyliśmy w kierunku Błoń. Po zapisaniu się na listę, dokonaniu wpłaty (70zł) i przypięciu numerów startowych oraz chipów, postanowiliśmy trochę jeszcze się rozgrzać. Wtedy właśnie spadła mżawka - drobne kropelki, ale dosyć gęsto szły... ;). Chwilę później organizator zapowiedział, że wg prognoz deszczu nie będzie, ale ja nie uwierzyłem. Tymczasem, mżawka minęła, a może z godzinę po starcie wyszło piękne, palące słoneczko :)
Start oczywiście z ostatniego sektora nr 7. Staliśmy razem z Shemem, a potem on wyrwał do przodu, a ja spokojnie z tyłu. Już na Błoniach trochę osób mnie minęło, potem podjazd pod Kopiec Kościuszki i tu - uwaga! na asfalcie! full gleb! co chwilę ktoś wołał: uwaga! i wszyscy rozjeżdżaliśmy się na boki. W Lasku Wolskim od początku full błota, od Kozich nóg mega korek i tłumy pnące się kilkoma równoległymi ścieżkami. Przez Lasek przejechałem bardzo uważnie i nadal mnie wyprzedzali, dla mnie priorytet: nie przewrócić się! Nawet nie pamiętam trasy...
To był chyba 17-ty km, kiedy mijałem kałużę - ześlizgnąłem się i wyleciałem w trawę. Ktoś zapytał czy wszystko w porządku. Upadek bezbolesny, ale spadł łańcuch i zaklinował się i za nic nie chciał się dać założyć. Zeszło ze 3 minuty. Wzdłuż lotniska potworne kałuże, miałem w planach przejść bokiem, ale widok wjeżdżających bikerów i kilku powoli prowadzących wzdłuż siatki lotniska sprawił, że zdecydowałem się wpław ;). Wybierałem środek, który był najgłębszy, bo bałem się kolejnego osunięcia. Niestety trochę wypłukało łańcuch. Miałem olej, ale czas naglił...
Asfaltowy podjazd w Aleksandrowicach szybko i spokojnie, na czarnym szlaku mozolnie pod górę, ale zacząłem wyprzedzać. Trochę żałuję, że tam nie byłem odważniejszy, bo sporo było jazdy za słabymi zawodnikami, a wyprzedzić się dało, chociaż środek przejezdny, a 'pobocze' gorzej...
Krótki asfalt i... Wąwóz Zbrza, którego fotki straszyły w necie od tygodnia. Tam jest błoto nawet po tygodniu upałów, my wjeżdżaliśmy po ponad tygodniu ulew... Tam właśnie dogoniłem Shema, który ostro wyrwał na początku, ale potem trochę zwolnił. Jeszcze chwila i... a jakże, zaczęła się błotna masakra.
Olbrzymie kałuże i wylewiska na całą szerokość wąwozu, błoto rozjechane przez kilkaset osób, które były przede mną, całymi dziesiątkami metrów wylewka niemal samopoziomująca, chociaż trochę na to za gęsta... Masa prowadzenia rowerów. W jednym miejscu mocno dopingowany przez fotografów i obserwatorów przejechałem kosmiczną jak dla mnie kałużę. W sumie sporo przejeżdżało, ale byłem pod wrażeniem, że w ogóle robię coś takiego...
W Lesie Zabierzowskim na asfalcie (czerwony szlak rowerowy) zostawiłem Shema i pomknąłem do przodu. Coraz więcej ludzi wyprzedzałem :). Sucha szutrówka a potem kamienista droga w okolicach góry Chełm to szansa, żeby spokojnie napiąć mięśnie. Tu poczułem się silny i z pewną satysfakcją zauważyłem, że mam więcej sił niż wielu zawodników jadących wokół mnie. Strome podejście przed Lasem Tenczyńskim to miejsce, gdzie wciąłem banana - i tak nie dało się przyspieszyć, chociaż niektórzy mieli tam problem z wypchaniem bike'a. Jeden chłopak, już wykończony, zapytał czy nie da się jeszcze zjechać na MINI... Aż mi go żal było. Jednak do tej pory musiał dobrze ciągnąć.
Dalej schemat był podobny: w lesie na wąskich i mocno ubłoconych ścieżkach szedłem lub jechałem w tłumie, na szerszych szutrówkach wyprzedzałem. Czułem, że męczę się idealnie: mocno zmęczony, bez mega zapasów sił, ale i nie wykończony. MEGA to dystans dla mnie, pomyślałem. Tak gdzieś od 30-ego km trasy głównie to ja wyprzedzałem :)
Bardzo zadowolony mijałem kolejnych zawodników, z których jednak niektórzy znów wyprzedzali mnie na zjazdach. Boję się po prostu dużych prędkości w dół i z tym trzeba będzie trochę powalczyć.
W miedzyczasie zaliczyłem jeszcze jedną czy dwie niegroźne gleby, kilka razy podparłem się po awaryjnym wypięciu. Tak z 15 km przed metą czułem coraz mocniej kręgosłup, ale nie było źle i ciągle wyprzedzałem.
No i na koniec: zjechałem polnym zjazdem na asfalt, przyspieszyłem i nagle czuję pompowanie... nie! guma! 7 km od mety... Zupełnie mnie to rozwaliło, chwyciłem za pompkę, żeby jakoś dojechać i dwa razy nabiłem koło. Niestety po kolejnych może 4 km zmuszony byłem jednak zmienić dętkę. A że robię to bardzo kiepsko, straciłem chyba z 10 minut i wyprzedziło mnie około 40 zawodników, w tym Shem. Żal było patrzeć jak tracę wypracowaną ciężko pozycję, ale cóż...
Dojechałem :)
Było super! :)
Wynik nie powala, ale ja jestem szczerze zadowolony :)
Do następnego razu!
Pozdrowienia dla JPbike, którego poznaliśmy z Shemem w kolejce do myjni!


Kategoria XCM



Komentarze
JPbike
| 08:46 środa, 8 lipca 2009 | linkuj Ja również pozdrawiam i gratuluję maratonowego debiutu :)
Wiesz - na takich zawodach najprzyjemniejszy jest sam udział - zresztą i ja startuję głównie dla przyjemności :)
Następnym razem będzie już lepiej :)
Dzięki za spotkanko na błonich i zapewnie nie ostatnie :)
shem
| 09:28 poniedziałek, 29 czerwca 2009 | linkuj Było czadowo. Zastanawiam się czy nie zadziałać jakoś w pracy i nie pojechać do Tarnowa za dwa tygodnie, ale to nie będzie łatwe. Pozdro
Nie wpisałeś sobie km w terenie.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ibylo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]